ŚWIADECTWO UTRACONEGO ŚWIATA

Pamięć zbiorowa ma fundamentalne znaczenie dla życia narodu. Aby dowiedzieć się, w którym miejscu jesteśmy oraz zdecydować, w jakim kierunku powinniśmy podążać, musimy wiedzieć, skąd pochodzimy. Znajomość historii, choć niedoskonała, jest czymś, bez czego niemożliwe jest funkcjonowanie narodowej społeczności.

Obrazy wizualne stanowią ważny element owej zbiorowej pamięci. Nasza wiedza o przeszłości nie jest przechowywana wyłącznie w książkach, dokumentach i przekazach, lecz także w obrazach i dźwiękach, a nawet zapachach z przeszłości, które zostały utrwalone i w jakiś sposób przetrwały. Na przykład, nagrania dźwiękowe ludzi, którzy odeszli dawno temu i którzy mówią do nas z perspektywy dziesięcioleci zza grobu, ujawniają więcej niż tylko wypowiadaną treść.

Przez wiele stuleci, malarstwo i rysunek, a także inne formy wyrazu artystycznego dzierżyły prymat, jeśli chodzi o wizualne obrazy przeszłości. Tacy portreciści, jak Rembrandt, pejzażyści, jak Ruisdael czy Constable, a także starzy mistrzowie, jak bracia Brueghlowie obrazujący życie wiejskie, czy Canaletto utrwalający sceny z życia miast, tworzyli skarbnicę obrazów, na których życie współczesnej Europy toczyło się długo po tym, jak tak naprawdę przeminęło.

Tymczasem od połowy XIX wieku to fotografia zaczęła zastępować malarstwo, jako główne źródło dokumentacji i tak jest po dziś dzień. W miarę rozwoju technik fotograficznych, nowoczesna sztuka zaczęła wkraczać w obszary, gdzie rozpoznawalny wizerunek ludzi i miejsc nie był już nadrzędnym celem. U zarania XX wieku, fotografie stały się dominującym nośnikiem, na którym Europejczycy i Amerykanie pragnęli utrwalać obrazy zarówno siebie samych, jak i świata, który ich otaczał.

Nie oznacza to, że fotografia była wyłącznie zabiegiem odtwórczym. Szybko okazała się sztuką, a jednocześnie rzemiosłem i gałęzią nauki i techniki. Wśród uznanych mistrzów znaleźli się, między innymi, Youssuf Karsh – portrecista; Ansel Adams – pejzażysta; Robert Capa – fotograf wojenny, Henri Carter-Bresson – fotoreporter, czy Francuz węgierskiego pochodzenia, Brassai, który dokumentował codzienne życie w Paryżu.

Polscy mistrzowie fotografii wnieśli znaczący wkład w rozwój własnej profesji. Jeden z pierwszych, Jan Brunon Bułhak (1876-1950) był pionierem piktorializmu. Kazimierz Nowak (1897-1937) i Kazimierz Zagórski (1883-1944) zdobyli sławę fotografując Afrykę. Włodzimierz Puchalski (1908-79) wymyślił „bezkrwawe polowania”, obcując z dzikimi zwierzętami i przyrodą. Eugeniusz Lokajski (1909-44) był jednym z kilku znakomitych i bohaterskich fotografików, którzy dokumentowali tragedię Powstania Warszawskiego. Henryk Poddębski, którego praca jest pokazana w niniejszym albumie, należał do tego samego pokolenia. Był wybitną postacią w historii krajoznawstwa.

Krajoznawstwo tłumaczy się zazwyczaj na angielski, jako „turystyka” (tourism) lub „zwiedzanie” (sightseeing) jest ono jednak czymś więcej niż wskazywałyby na to dwa powyższe pojęcia. (Trudno je przetłumaczyć, ale bliższe prawdy byłoby niemieckie Heimatkunde czy francuskie patrimoine). W swej morfologii i istocie odnosi się do turystyki uprawianej w jakimś celu, a tym celem było zdobywanie wiedzy. W związku z tym należy odróżnić krajoznawstwo od turystyki inspirowanej chęcią poprawy stanu zdrowia, tzn., modzie na odwiedzanie uzdrowisk i spędzanie wakacji nad morzem, czy też od poszukiwania nowych form rekreacji, takich jak pisze wędrówki, wyprawy rowerowe, czy chodzenie po górach. Turystyka krajoznawcza miała dokładnie na celu podnoszenie poziomu wiedzy na temat danego kraju czy regionu wszelkimi możliwymi sposobami: poprzez publikowanie map, przewodników i ilustrowanych książek, poprzez zbieranie materiałów folklorystycznych, pieśni, utworów muzycznych, dialektów, legend i literatury ludowej, a także poprzez wspieranie tworzenia klubów i stowarzyszeń, mających na celu podnoszenie świadomości opinii publicznej. Ludzie oddający się takiej działalności oraz badacze reprezentowali szeroki wachlarz dyscyplin naukowych, jak na przykład, historia, geografia, filologia, antropologia czy etnografia. I mieli swoich odpowiedników we wszystkich europejskich krajach.

Zwrócenie się ku turystyce krajoznawczej, które nastąpiło w Polsce u progu XX wieku, objawiło się jednak w czasie, gdy nie istniało Państwo Polskie, kiedy powszechna oświata znajdowała się w powijakach i kiedy polscy niepokorni nauczyciele prowadzili śmiertelną walkę z władzami państw zaborczych. Dlatego jest rzeczą naturalną, że od samego początku nabrała ona wymiaru patriotycznego, dążąc do przeciwstawienia się wrogim informacjom propagowanym przez sprawujące władzę rządy i ministerstwa oraz do umocnienia poczucia polskiej tożsamości wśród jak najszerszych rzesz społeczeństwa.

Polskie Towarzystwo Krajoznawcze zostało założone w Warszawie w 1906 roku przez ludzi, dla których patriotyzm miał podstawowe znaczenie. Skorzystano z politycznej odwilży, która nastąpiła po konfliktach z poprzednich lat, a powstaniu PTK towarzyszyły inne dodatkowe wydarzenia, takie jak wybór polskich posłów do rosyjskiej Dumy czy rezygnacja z rusyfikacyjnych praktyk szkolnych. Bodźcem do utworzenia Towarzystwa był duch pozytywizmu, pracy organicznej, który zaczął górować nad konkurencyjną tradycją powstańczą po nieudanej „rewolucji” z lat 1904-5. Taka sytuacja możliwa była do zaakceptowania przez rząd carski utemperowany klęską w niedawnej wojnie rosyjsko-japońskiej.

Warszawa w tym czasie była wielonarodowym i wielojęzycznym miastem Rosyjskiego Imperium, zamieszkałym przez Polaków, Żydów i Rosjan. Byłe Królestwo Kongresowe przestało istnieć. Na Cesarskim Uniwersytecie dominowali rosyjscy profesorowie i mówiący po rosyjsku studenci. Miasto zwrócone było ku Wschodowi. Otoczone z trzech stron przez obszary terytorialne Niemiec i Austrii, otwarte było za to na ziemie byłych Kresów: Litwę, Białoruś, Polesie i Wołyń. W rezultacie, to tam kierowało swe ekspedycje wielu początkowych miłośników turystyki krajoznawczej, wyruszając z modernizującego i uprzemysławiającego się miasta w kierunku ekonomicznie zacofanych regionów Europy. Wyruszali w takim samym stanie ducha, jak francuscy czy brytyjscy etnografie, których wysyłano, by badali ludy i kultury w afrykańskich czy azjatyckich koloniach.

PTK uzyskało suwerenność w 1918 roku, a raczej w 1920 roku, kiedy zakończone zostały działania zbrojne w wojnie polsko-bolszewickiej i kiedy jego członkowie mogli przemieszczać się swobodnie blisko i daleko. Henryk Poddębski (urodzony w 1895 roku) był już przewodniczącym Komisji Fotograficznej Towarzystwa, łącząc w ten sposób dwie swoje cało-życiowe pasje – fotografię i turystykę krajoznawczą. Jeszcze przed wojną, jako nastolatek, zorganizował w Warszawie dwie wystawy. Jedna zatytułowana była „Wieś i miasteczko”, a druga „Siedziby Królewskie Warszawy”. Od tamtej pory zgromadził ogromny zbiór wysokiej jakości fotografii. Wiele spośród nich zrobionych zostało w czasie rozlicznych wędrówek wzdłuż i wszerz II Rzeczypospolitej. W czasie uroczystości 25-lecia jego pracy fotograficznej obchodzonych w 1937 roku ujawnił, że jego zbiór liczył 20 000 zdjęć.

Ważnym towarzyszem wypraw Poddębskiego był nieco starszy od niego, Dr Mieczysław Orłowicz (1881-1959), który na początku lat 20. XX wieku objął w polskim rządzie referat turystyki. Orłowicz pochodził z Galicji i w 1906 roku współzałożył we Lwowie Akademicki Klub Turystyczny pod hasłem „Poznaj swój kraj”. Był to odpowiednik PTK w zaborze austriackim. Był autorem bardzo popularnego „Ilustrowanego przewodnika po Galicyi” (Lwów, 1919) i innych przewodników. Od 1925 roku udzielał Poddębskiemu praktycznego poparcia oraz stał się jego bliskim współpracownikiem. Wspólnie zaprojektowali misję udokumentowania każdego zakątka II Rzeczypospolitej od Bałtyku po Karpaty i od Warty po Zbrucz.

Osiągnięcia Poddębskiego można porównać do sukcesów innego krajoznawcy, Romana Aftanazego (1914-2004). Młodszy od Poddębskiego Aftanazy był trawiony tą samą pasją. W latach 30. podróżował po Kresach z kamerą i notesem w ręce, pogłębiając swą miłość i wiedzę na temat setek wiejskich siedzib arystokracji. Kiedy w 1945 roku uzmysłowił sobie, że wiele owych rezydencji zostało zniszczonych i że wszystkie zostały dla Polski stracone, skierował swoje młodzieńcze zainteresowania ku realizowanemu w ukryciu przez okres pięćdziesięciu lat projektowi. Zmaterializował się on w formie wspaniałego, monumentalnego, składającego się z dwudziestu dwóch tomów dzieła „Dzieje rezydencji na Kresach dawnej Rzeczypospolitej (1988-93).

Kariera Poddębskiego została niestety przerwana przez wybuch Drugiej Wojny Światowej. W 1939 roku jego sprzęt skonfiskowali Niemcy, jego syn zmarł w nazistowskim obozie koncentracyjnym, a on sam przestał robić zdjęcia. W czasie Powstania Warszawskiego zniszczeniu uległo jego studio, choć jego zbiór fotografii cudownie ocalał w innym miejscu. Ostatni raz widziano go w październiku 1944 roku wśród przesiedleńców ewakuowanych z Woli. Uważa się, że zginął dwa lub trzy miesiące później w ośrodku SS w Vaihingen an der Enz nieopodal Stuttgartu.

Nie przetrwało także PTK. Reaktywowano je na krótko po wojnie, ale w 1950 roku, w trudnych politycznie czasach połączono je z inną, państwową organizacją. Po raz drugi reaktywowano Towarzystwo w 1993 roku.

Powojenna Polska w niewielkim stopniu przypominała Polskę, która istniała w latach 1918-1939. Zginęło dwadzieścia procent populacji. Niemal połowa dawnego terytorium została wcielona do Związku Radzieckiego. Zniknęły niemal wszystkie mniejszości narodowe. Miliony ludzi zostało przesiedlonych lub przeniosło się do nowych miejsc osiedlenia, w wielu wypadkach na tak zwane Ziemie Odzyskane, które w oczach nowych przybyszów jawiły się, jako miejsca całkowicie obce. Zdecydowana większość Polaków i Polek urodzonych w czasie i po wojnie nie znała zupełnie przedwojennych realiów i nie posiadała wiarygodnych źródeł, by je poznać.

Dlatego fotografie Poddębskiego mają niemal unikalną wartość. Są świadectwem utraconego świata pełnego nadziei i postępu, a także skrajnej nędzy, który gwałtownie się skończył nie ze swojej winy. Zdjęcia te pokazują krainę ogromnych kontrastów, gdzie masy chłopskie uprawiały ziemię w zgodny z wielowiekową tradycją, średniowieczny sposób, podczas gdy inne odłamy społeczeństwa uprawiały narciarstwo, grały w piłkę nożną lub opalały się na nadbałtyckich plażach; gdzie warszawskie rojne ulice współistniały z prymitywnymi mieszkańcami poleskich błot. Pokazują one nostalgiczne sceny niepodlegających przemianom obszarów wiejskich obok przerażających, przemysłowych, piekielnych czeluści Łodzi, Bytomia czy Borysława. Pokazują eleganckie, historyczne miasta, takie jak Wilno, Lwów czy Kraków, z takimi super nowoczesnymi placówkami, jak Port Morski w Gdyni czy modelowe osiedla robotnicze w Stalowej Woli. Ale przede wszystkim pokazują, jak bardzo różni się przeszłość od teraźniejszości. Kabriolety suną obok prymitywnych chat po nieutwardzonych drogach. Żydowskie kirkuty wznoszą się ku niebu, jak wieże wielkiego prawosławnego monastyru w Poczajowie. I, jedynie sanktuarium na Jasnej Górze trwa niezmienione.

Jednak owa Polska przeszłości nie jest wcale tak odległa. Henryk Poddębski zrobił swoje ostatnie zdjęcie w roku, w którym się urodziłem. I dzięki niemu i jemu podobnym, zbiorowa pamięć nie całkiem umarła.

prof. Norman Davies